Ostatnio pisałam o polityce prorodzinnej,
a to w związku z badaniem które prowadziłam w Wołominie, wyniki którego
prezentowane były w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej w poprzedni
poniedziałek. Byłam jedynym reprezentantem rodzin i byłam z tego naprawdę
dumna. Chciałam napisać artykuł do naszej lokalnej gazety - miało być optymistycznie, o głosie rodziców, który został
wysłuchany przez ministrów, o pozytywnych zmianach które zaszły na przestrzeni
kilku minionych lat, o chęci dialogu i o planowanych kolejnych udogodnieniach
dla rodzin.
Ale wyniki rekrutacji do przedszkoli sprzed
długiego weekendu, kompletnie zmieniły mój odbiór polityki prorodzinnej. I nie
chodzi mi o to, że to akurat moje dziecko nie dostało się do przedszkola, choć
to dla mnie spory kłopot. Gorzej, że z kilkunastu osób z którymi rozmawiałam,
dostały się tylko dzieci z rodzin wielodzietnych oraz wychowywani przez jednego
rodzica. Niefart zatem polega na tym, że mając dobrego męża nie masz szansy na
przedszkole. Szkoda, że nie wpadłam na to, by przed rekrutacją złożyć do sądu
wniosek o rozwód. Drugi niefart, że posiadanie tylko 1 dziecka często nie
wynika z widzimisię rodziców, lecz np. ze względów zdrowotnych.
I to jest po prostu nienormalne – rozumiem, że
należy pochwalać i nagradzać tych którzy wychowują dużą rodzinę, należy pomagać
tym, którzy samotnie wychowują swe dzieci oraz osoby z niepełnosprawnościami,
ale obecny system po prostu karci wszystkich innych. Czy nie mogłoby to
wyglądać tak, że rodzice z tych grup o kłopotliwej sytuacji mają pierwszeństwo
w wyborze przedszkola (bo przecież wiadomo, że to oni muszą mieć placówkę
blisko domu lub pracy), ale tak, by jednocześnie inni też mieli szansę na
miejsce?
Poza tym wciąż jest dla mnie zagadką jak to
jest z 4-latkami – skoro jest obowiązek przyjęcia dzieci z rocznika 2011 (o
czym dowiedziałam się pokątnie), to po co doprowadzać rodziców do stanu
przedzawałowego, gdy idą pod tablicę z wynikami rekrutacji i widzą, że dla
dziecka nie ma miejsca. Mnie nie przekonuje możliwość odwołania się –
dezinformacja to nie jest element polityki prorodzinnej, którą chciałabym
widzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz