wtorek, 29 grudnia 2015

dawno nic nie pisałam ...

dawno ni tu nie pisałam i to nie dlatego, że nie mam o czym
ja nie mam kiedy

wokół mnie dużo się dzieje
mogłabym w zasadzie oprzeć się tylko o absurdy, które spotykają mnie i moich bliskich, i miałabym tematów na każdy dzień roku

ale dzięki temu, że nie mam wolnego czasu, to wam oszczędzę moich frustracji

obiecuję wkrótce napisać parę słów, ale na razie wracam do sprawozdań z działań fundacji z ubiegłego roku oraz do wyszukiwania nowych konkursów oraz pisania kolejnych wniosków o dofinansowanie


środa, 14 października 2015

W roli tancerzy i aktorów podczas spektaklu z wykorzystaniem tańców dawnych

W minioną sobotę w ramach spotkania Babski Raj w Miejskim Domu Kultury w Wołominie odbył się pokaz tańców dawnych przygotowanych przez uczestników projektu Fundacji Mamy Wołomin, dofinansowanego z budżetu powiatu wołomińskiego. Ja miałam być tylko koordynatorem projektu, ale gdy poszłam na pierwsze zajęcia w celach dokumentacyjnych,  zaczęłam tańczyć ... i tak oto uczestniczyłam, i w warsztatach, i w występie :)

Projekt „Warsztaty tańców historycznych w Wołominie” polegał na zorganizowaniu i przeprowadzeniu 10 spotkań tanecznych. Na zajęciach pokazano kroki podstawowe pląsów: średniowiecznych, renesansowych, barokowych czy z XIX wieku. Przy okazji przybliżono mieszkańcom powiatu zwyczaje panujące na dworach zarówno europejskich, jak i na polskim. Wcielając się w role uczestnicy projektu mieli okazję wykazać się zdolnościami aktorskimi, a swój kunszt zaprezentować szerszej publiczności właśnie na „Babskim Raju”.

Warsztaty oraz spektakl prowadziła i wyreżyserowała dla nas Anna Ilczuk będąca instruktorem tańców dawnych. Dzięki jej zaangażowaniu i pomysłowości było to więcej niż zwykły pokaz taneczny. Było to raczej przedstawienie teatralne, w którym narratorem była muzyka minionych epok.



Tancerzami i jednocześnie aktorami w tym spektaklu byliśmy my, 12 osób niemających wiele wspólnego z tańcem czy aktorstwem dotychczas :) Przedstawiliśmy scenkę rodzajową z balu na dworze hrabiego. Na scenie była zatem walka dziewcząt o względy młodzieńca, zdrada, pojedynek na szable, jak również taniec znużonego hrabiego z ukochaną. 









Tutaj wszyscy uczestnicy w pełnej krasie: 


I jeszcze podziękowanie dla Ani za trud włożony w przygotowanie 12 laików tanecznych do udziału w tym spektaklu:


Po skończonym pokazie aktorzy zaprosili widownię do wspólnej nauki jednego z kontredansów, porywając do tańca nawet włodarzy naszego miasta m.in. Panią Burmistrz Elżbietę Radwan.




Projekt "Warsztaty tańców historycznych w Wołominie" realizowany był przez Fundację Mamy Wołomin ze środków Powiatu Wołomińskiego. I już powiem, że szykujemy się do kontynuacji tych działań :)

czwartek, 30 lipca 2015

Po co jeździć nad polskie morze ?

Wróciliśmy z wakacji. W tym roku miało być inaczej - wyprawa pod namiot, ale tym razem na terenie Polski. Trochę nad morzem, trochę w Borach Tucholskich - nowe miejsca, nowe kempingi. Luz, spokój i odpoczynek.

Wyruszyliśmy na początku lipca, gdy były akurat wielkie upały - zdecydowaliśmy się najpierw odwiedzić morze. Wybór padł na Chłapowo i pole namiotowe Lazurowe. Całkiem przyjemne miejsce, dość czysto, jak na warunki polskich pól namiotowych, to tu było na prawdę świetnie. Plac zabaw, boisko do siatki, łazienki sprzątane kilka razy dziennie. W dodatku w bezpośrednim sąsiedztwie morza - można byłoby powiedzieć "żyć, nie umierać" ...



Był nawet czas na chillout :)


 

Dwa razy wybraliśmy się na plażę, co prawda oprócz nas niewiele osób się rozebrało, ale niech tam, byliśmy na plaży i postanowiliśmy z niej korzystać.



Niestety upały, które trwały na początku lipca skończyły się wraz z naszym przybyciem do Chłapowa. Każdy kolejny dzień był gorszy. Trzeciego dnia wakacji dniach temperatura spadła do 15 stopni w dzień i 8 w nocy :( nie było fajnie ... brrr ... Wiatr od morza chciał urwać głowę. I to nie tylko gdy byliśmy na plaży, ale również na polu namiotowym - zaleta jaką była bliskość morza nagle zmieniła się w wadę. Co prawda widoki nadal były przyjemne, ale siedzieć w zamkniętym namiocie i patrzeć na morze, to nie styl wakacji, który mi odpowiada.
Rozgrzewaliśmy się grzanym piwem, biegaliśmy wokół namiotów by nie zamarznąć. Okazało się, że kurtki wiatrówki i bluzy polarowe to o wiele za cienkie ubrania jak na wakacje nad polskim morzem.




    

Jakim zaskoczeniem było to, że inni turyści przygotowali się na taką pogodę - po kempingu ludzie chodzili w kurtkach puchowych (sic!) i to nie dzieci, lecz dorośli. Sorry, ale ja tego nie rozumiem - skoro w lipcu spodziewam się tak niskich temperatur, to po co w ogóle przyjeżdżać nad to morze?


Mówicie "aby się najodować, aby pospacerować" ? Ok, ale na spacery można wybrać się w maju, wrześniu czy październiku. Po co przyjeżdżać w lipcu? Nie mogę tego zrozumieć ...

My byliśmy pierwszy raz, więc trochę zwiedzaliśmy. Gdy nie padało całymi dniami, jeździliśmy rowerami po Władysławowie i okolicach (parę razy w panice uciekaliśmy przed deszczem, zdarzyło się też jechać na kompletnie przemoczonych siodełkach szczękając zębami - ale wtedy zdjęć nie robiliśmy, tylko pędem zwiewaliśmy pod namiot :))).


 Plac Zabaw w Jastrzębiej Górze

 Oceanarium we Władysławowie

Okolice Rozewia 

Piątego dnia, gdy dodatkowo zaczęło padać i nawet rowerami trudno było gdziekolwiek się przemieścić zdecydowaliśmy o zmianie kierunku wakacji....

.... na naszą ulubioną Chorwację

ale o tym za parę dni, gdy przejrzę zdjęcia :)

A jeśli ktoś zna pobudki, dla których ludzie jeżdżą nad polskie morze, to oświećcie mnie. Czyżby to byli sami patrioci, którzy kochają tylko to, co polskie ?


poniedziałek, 13 lipca 2015

Konkursy dla organizacji pozarządowych - lipiec 2015

Jestem na wakacjach, ale właśnie to teraz wpadają mi w ręce ogłoszenia o ciekawych konkursach dla organizacji pozarządowych oraz instytucji lub osób, które działają lokalnie na rzecz swoich społeczności.

Trudno mi obdzwonić teraz wszystkich znajomych, którym informacja o konkursach mogłaby się przydać, dlatego tutaj krótko opiszę te obecnie trwające nabory. A wy już sami zdecydujcie, czy startować po te środki. (jeśli czas mi pozwoli, mogę pomóc zebrać myśli/ zerknąć w projekt/ zczytać to co macie, ale przez okres wakacji nieco u mnie słabiej z dostępnością - piszcie w razie potrzeby). 

A oto i konkursy w kolejności terminów składania wniosków:

BZWBK_Tu mieszkam tu zmieniam - do 10 tys zł na działania lokalne w przeróżnych obszarach, nabór do 26 lipca 

UTW dla społeczności - konkurs dla Uniwersytetów Trzeciego Wieku dotyczący rozwoju wolontariatu osób starszych, można pozyskać do 1800 zł oraz ogromne wsparcie szkoleniowe ze strony Polsko Amerykańskiej Fundacji Wolności i Towarzystwa "ę", nabór do 31 lipca

Fundacja BKG - Na dobry początek - od 3 do 10 tys na działania na rzecz dzieci; konkurs dla NGO, ośrodków kultury i bibliotek z miejscowości do 20 tys. mieszkańców; nabór do 10 września.

Narodowe Centrum Kultury - Chrzest 966 - konkurs na działania na rzecz promocji tysiąc pięćdziesiątej rocznicy przyjęcia chrztu przez Mieszka I; nabór do 30 września


Kobiety na start - konkurs dla kół gospodyń wiejskich, grup i stowarzyszeń z małych miejscowości, można pozyskać do 7 tys zł, nabór do 30 października

A do tego jeszcze konkurs z Powiatu Wołomińskiego dotyczący Kultury - można pozyskać do 21 700 zł na zorganizowanie dwóch imprez: biegu oraz rajdu powiatowego; data składania wniosków to 27 lipca 

I jeszcze, co prawda nie dla nas, lecz dla samorządu, ale jest - Konkurs grantowy NBP Portal - przeznaczony dla jednostek samorządu terytorialnego, na działania edukacyjne z zakresu finansów i ekonomii w szkołach gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, nabór do 1 września.

Jest tego nie mało, a to tylko kilka konkursów, które mi wpadły w ręce w ostatnich dniach. Poczytajcie, pogłówkujcie, może coś podpasuje pod Wasze pomysły i projekty :)
Powodzenia!

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Inicjator Aktywności - spotkania dla społeczników w Wołominie

Ostatnio częściej rozmawiam z ludźmi, którzy mają ochotę na działania społeczne - w obszarze czy to edukacji, szeroko pojętego zdrowia, czy np. kultury. W ramach spotkań Inicjator Aktywności w projekcie Dom Otwarty organizuję spotkania dla osób oraz grup, które mają pomysły, czas, kompetencje, albo choć jeden z tych warunków :) i wspólnie opracowujemy projekty. Dla tych, którzy potrzebują funduszy na działania, mam garść informacji o tym , skąd czerpać pieniądze - nie moźna traktować tego jako formę zarobkowania, bo jednak środki na działania dla organizacji pozarządowych są dość marne, ale jednak dla pasjonatów chcących zrobić coś dobrego, nawet te parę groszy będzie przydatne.

Środków poszukiwać można w różnych miejscach:

1. dofinansowania samorządowe – z gminy, powiatu, ale też województwa – można starać się o pieniądze w nie swoim miejscu zamieszkania, lecz działania muszą być nakierowane na odbiorców z danego terenu (możemy pisać projekt do Gdańska, ale to jego mieszkańcom mamy zorganizować zajęcia):
- konkursy
- procedura pozakonkursowa
- program współpracy z organizacjami pozarządowymi – można wprowadzić swoje zapisy / propozycje działań priorytetowych do tego programu na kolejny rok – teraz trwają konsultacje!
- tzw. korkowe

2. dofinansowania ministerialne i inne duże – Ministerstwo Kultury, Narodowe Centrum Kultury, MPIPS (to ministerstwo organizuje najwięcej akcji, np. FIO – Fundusz inicjatyw Obywatelskich, ASOS – Aktywizacja Społeczna Osób Starszych, Senior Wigor, Program Maluch), i inne

3. małe projekty – w pierwszym naborze dość łatwe do otrzymania, w drugim naborze konieczność prezentacji, kolejny nabór prawdopodobnie jesienią, jeszcze nie wiadomo jakie będą wymogi


4. fundacje korporacyjne – wiele firm zakłada fundacje, które organizują konkursy lub prowadzą nabory stałe, najczęściej mają konkretne tematy / zakresy które mogą dofinansować. Nie ma jednego miejsca, źródła wiedzy choć polecam zaglądać na https://www.facebook.com/konkursyNGO?fref=ts

A osoby, które mają ochotę podziałać w okolicy, zapraszam na nasze spotkania oraz do grupy facebookowej: https://www.facebook.com/groups/1595415897378041/?fref=ts 


wtorek, 12 maja 2015

Dom Otwarty - takie spełnienie mojego małego marzenia

To takie spełnienie małego marzenia - mój dom w centrum Wołomina pomimo mojej wyprowadzki będzie tętnił życiem. Od kilku lat miałam w głowie pomysł na zagospodarowanie domu - chcąc robić w nim coś, co mogłoby przyczyniać się do rozwoju naszego miasta i społeczności.

Dobra lokalizacja, kilka miejsc parkingowych, spora grupa ludzi przechodzących obok każdego dnia (na przeciwko jest szkoła, a w okolicy położone są: Urząd Miasta, Starostwo Powiatowe, Urząd Skarbowy i Sąd) i w dodatku otwarta przestrzeń niepodzielona na pokoje - to wydawały się świetne warunki do rozpoczęcia tu jakiejś dochodowej działalności.

Ale ja chciałam powiązać moje społeczne działania z tym domem - i tak oto wpadłam na pomysł, by wykorzystać podział na dwie kondygnacje: dół to przestrzeń dla mieszkańców, otwarta na ich pomysły, na działania, na spotkania, może na szkolenia i warsztaty. A góra - dostosowana do potrzeb dzieci: na zajęcia dla maluszków, na mini klubik malucha, na zajęcia plastyczne i ruchowe.

Po prostu wydaje mi się, że chcąc przyciągać nowych mieszkańców do nas, musimy zainwestować w tych, którzy już tu mieszkają. Ludzie muszą poczuć, że tu jest fajnie. Wtedy zadowoleni z tego co się dzieje wokół, będą najlepszymi ambasadorami naszego miasta.

I nie chodzi o to, że tu nic się nie dzieje. Kłopotem jest to, że ludzie nie identyfikują się z tym. Czasem wręcz mam wrażenie, że mieszkańcy wolą powiedzieć że tu nic ciekawego nie ma, bo głupio brzmi że idą na koncert do Domu Kultury. Może to wynika z jakiegoś przeświadczenia, że to małomiasteczkowe i gorsze niż warszaffskie atrakcje :(

Moim pomysłem jest zatem udostępnienie miejsca na działania, połączenie ludzi, którym chce się chcieć. Skoro nie masz tutaj atrakcji odpowiadających twoim potrzebom, to weź sprawy w swoje ręce i sam to zorganizuj.

Mamy lokal i udostępniamy go za darmo. Mamy sprzęt do prezentacji, materiały szkoleniowe. Oferujemy kawę i herbatę oraz coś słodkiego. Dzięki dofinansowaniu z programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich (FIO) od maja do grudnia 2015 w ramach projektu DOM OTWARTY możecie organizować i uczestniczyć w przeróżnych wydarzeniach.

Oczywiście początek funkcjonowania Domu Otwartego to będą działania Fundacji Mamy Wołomin. Już planujemy spotkania z planszówkami, Klub Pracujących Rodziców czy Popołudniowy Klub Mam. Ja z chęcią poprowadzę spotkania dla osób chcących rozpocząć działania społeczne - będzie o źródłach dofinansowania, o pisaniu wniosków, o prowadzeniu i rozliczaniu projektów itp.

Mam nadzieję, że Dom Otwarty stanie się przestrzenią, z której mieszkańcy - grupy formalne, nieformalne i osoby pojedyncze będą chętnie korzystały, organizowały spotkania, wydarzenia i wspólnie tworzyły poczucie, że mamy Wołomin i że dobrze nam się tu żyje :)



poniedziałek, 4 maja 2015

Rekrutacja do przedszkoli

Ostatnio pisałam o polityce prorodzinnej, a to w związku z badaniem które prowadziłam w Wołominie, wyniki którego prezentowane były w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej w poprzedni poniedziałek. Byłam jedynym reprezentantem rodzin i byłam z tego naprawdę dumna. Chciałam napisać artykuł do naszej lokalnej gazety - miało być optymistycznie, o głosie rodziców, który został wysłuchany przez ministrów, o pozytywnych zmianach które zaszły na przestrzeni kilku minionych lat, o chęci dialogu i o planowanych kolejnych udogodnieniach dla rodzin.

Ale wyniki rekrutacji do przedszkoli sprzed długiego weekendu, kompletnie zmieniły mój odbiór polityki prorodzinnej. I nie chodzi mi o to, że to akurat moje dziecko nie dostało się do przedszkola, choć to dla mnie spory kłopot. Gorzej, że z kilkunastu osób z którymi rozmawiałam, dostały się tylko dzieci z rodzin wielodzietnych oraz wychowywani przez jednego rodzica. Niefart zatem polega na tym, że mając dobrego męża nie masz szansy na przedszkole. Szkoda, że nie wpadłam na to, by przed rekrutacją złożyć do sądu wniosek o rozwód. Drugi niefart, że posiadanie tylko 1 dziecka często nie wynika z widzimisię rodziców, lecz np. ze względów zdrowotnych.

I to jest po prostu nienormalne – rozumiem, że należy pochwalać i nagradzać tych którzy wychowują dużą rodzinę, należy pomagać tym, którzy samotnie wychowują swe dzieci oraz osoby z niepełnosprawnościami, ale obecny system po prostu karci wszystkich innych. Czy nie mogłoby to wyglądać tak, że rodzice z tych grup o kłopotliwej sytuacji mają pierwszeństwo w wyborze przedszkola (bo przecież wiadomo, że to oni muszą mieć placówkę blisko domu lub pracy), ale tak, by jednocześnie inni też mieli szansę na miejsce?


Poza tym wciąż jest dla mnie zagadką jak to jest z 4-latkami – skoro jest obowiązek przyjęcia dzieci z rocznika 2011 (o czym dowiedziałam się pokątnie), to po co doprowadzać rodziców do stanu przedzawałowego, gdy idą pod tablicę z wynikami rekrutacji i widzą, że dla dziecka nie ma miejsca. Mnie nie przekonuje możliwość odwołania się – dezinformacja to nie jest element polityki prorodzinnej, którą chciałabym widzieć.


środa, 29 kwietnia 2015

Polityka prorodzinna oczami mieszkańców - raport z badania

Jakiś czas temu prowadziłam na terenie Wołomina badanie dot. polityki prorodzinnej. Były to ankiety oraz spotkania – indywidualne i grupowe – przede wszystkim z mieszkańcami naszego miasta, ludźmi których polityka prorodzinna dotyka każdego dnia. 

To my – rodzice – jesteśmy ekspertami i nasz głos powinien być usłyszany przez decydentów. Ponieważ badanie realizowane było w ramach ogólnopolskiej akcji – prowadzone przez Krajową Sieć Konsultacyjną Liderów – dane z różnych miejscowości zebrano w raport i w ostatni poniedziałek 27 kwietnia, przedstawiono w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej.


Ja miałam przyjemność reprezentować KSKL oraz przedstawić głos rodzin podczas panelu dyskusyjnego. Dyskutantami oprócz mnie byli między innymi ministrowie z MPIPS, w tym p. Kosiniak-Kamysz. Z całej dyskusji dało się wyciągnąć wniosek, że jest coraz lepiej i faktycznie ja też to widzę – gdy 5 lat rodziłam dziecko, urlop macierzyński wynosił niecałe pół roku, przedsiębiorcy nie mieli prawa do zasiłku macierzyńskiego, a ja – będąc na urlopie wychowawczym, nie zarabiając złotówki, ale jednocześnie posiadając udziały w spółce nieprzynoszącej zysków, zmuszona byłam do płacenia pełnych składek po ok. 1000 zł miesięcznie. Nie paranoja?

Teraz widzę dużą zmianę: moje koleżanki rodzące dzieci mają roczny urlop rodzicielski, osoby prowadzące działalność gospodarczą mają prawo do zasiłku macierzyńskiego, a mówi się o rozszerzeniu praw do świadczeń na osoby bezrobotne oraz pracujące na umowach cywilno prawnych. Wprowadzono sporo udogodnień, niektóre wynikają z przepisów Ministerstwa Pracy, inne z Ministerstwa Finansów czy Edukacji Narodowej.

Tyle, że to chyba jest właśnie kłopotem – sprawia wrażenie, że jest to szereg niepowiązanych ze sobą rozwiązań, o których nie wiedzą zainteresowani – dopiero z raportu dowiedziałam się o czymś takim jak  grant na telepracę, a z kolei badani kompletnie nie wiedzieli o rozwiązaniach takich jak opiekun domowy. Może nie wiedzieli o tym, bo jednak to co wymyśla rząd, realizować musi samorząd – a jeśli on tego nie robi, to mieszkańcy żyją w przeświadczeniu że jest źle, bo tak musi być.

Niestety z mojego punktu widzenia wygląda to właśnie tak, że działania prorodzinne są planowane i wprowadzane na szczeblu ogólnopolskim, ale z realizacją jest już gorzej. Z raportu wynika, że tylko niecałe 50% wskazuje na obecność publicznego żłobka w swej gminie. Ludzie nie znają alternatywnych form opieki nad dziećmi. W rezultacie, tak jak w badaniu w Wołominie, rodzice po prostu  śmiali się w oczy zastanawiając się, o co ja ich pytam „słucham? Jaka polityka prorodzinna?”.

Tym bardziej dziękuję osobom, które jednak zdecydowały się wziąć udział w badaniu.


Co z niego wynika?







A dla chętnych pełen raport z tego badania:

czwartek, 23 kwietnia 2015

Mamy z Wołomina i okolic mówią NIE wojnie


Gdy usłyszałam o tej akcji przed kilkoma dniami pomyślałam, że szkoda że jednak nie mieszkam w Krakowie. A chwilę później okazało się, że pani fotograf może przyjechać do nas, do Wołomina.

Ale od początku.

Pani Agata Pałys-Suchorab z Atelier XIX - XXI z Krakowa realizuje projekt "Jestem kobietą, jestem matką, daję życie".

Jak mówi pani Agata "to projekt dojrzewał we mnie już od dłuższego czasu. Patrzę, słucham co się dzieje dookoła i nie mogę pogodzić się z tym w jaką stronę idzie świat, który znowu nie odrobił swojej lekcji…I tak zastanawiam się co mogę zrobić. Jako kobieta, matka, fotograf, człowiek…
Postanowiłam powiedzieć NIE wojnie i wszystkiemu złu jakie ze sobą niesie. Może jeden głos nie będzie słyszalny, ale jest nas przecież setki, tysiące, miliony MATEK, które nie godzą się na marnowanie życia, które dałyśmy światu!"

I to mi się wydaje genialne w swej prostocie. 

Pokazać, jaką moc ma miłość. 


A najlepsze jest to, że na informację o możliwości dołączenia do akcji, odezwało się tak wiele matek. Bez kłopotu zebrałam grupę kilkunastu pierwszych chętnych... a z każdym dniem dołączają kolejne. Sesja z udziałem mam i dzieci, w ramach projektu "Jestem kobietą, jestem matką, daję życie" odbędzie się prawdopodobnie 14 lub 15 maja w Wołominie.

Bieżące informacje umieszczam na fb: https://www.facebook.com/events/1439062513057399/


piątek, 17 kwietnia 2015

Czy to kara za to, że działamy ?

Moja frustracja dziś sięgnęła zenitu. Skończyło się wypiciem podwójnej melisy.

Ale od początku …

Pamiętacie konkursy do powiatu i dziwaczne odrzucenie mojej oferty na etapie oceny formalnej?
Otóż okazuje się, że ogłoszono ponownie konkurs, ten sam, w którym chciałyśmy realizować Bal historyczny. A ja go  przegapiłam. Do wczoraj był termin zgłoszeń. Jestem wściekła. A moja wściekłość podbijana jest dodatkowo tym, że dotychczas współpracę uważałam za wprost wzorcową.

Panie z Wydziału Spraw Obywatelskich są kompetentne i pomocne. Lubię newslettery oraz to, że w ogóle komunikujemy się mailowo – zawsze dostajemy informacje o ogłoszonych konkursach, o ciekawych akcjach, czasem o zmianach w przepisach czy po prostu informacje ważne z punktu widzenia NGO.  Co do realizacji projektów, to też widzę chęć pomocy w paniach. Nawet jeśli wskazują błędy, to po to, by je poprawić, a nie wytykać nam.

Te i inne kwestie poruszyłam nawet przed kilkoma miesiącami w badaniu telefonicznym realizowanym przez jakąś zewnętrzną firmę czy instytucję. 1,5 godziny mówiłam o tym, jak dobrze układa się współpraca. 

I nagle w tym roku coś tąpnęło.

Bo jak mam traktować to, że odrzucono ofertę bez znaczącego powodu. Jak mam traktować to, że podczas poniedziałkowego spotkania w starostwie, gdzie rozmawialiśmy o współpracy powiatu z organizacjami pozarządowymi, usłyszałam że nie ma środków odwoławczych od odrzuconej oferty, podczas gdy właśnie do środy trwał konkurs z tego samego zakresu. (Była mowa o tym, że trwa jakiś konkurs, ale w życiu nie spodziewałam się, że tak szybko po rozstrzygnięciu  tamtych, pojawi się nowy o dokładnie takich samych zapisach) W dodatku tym razem nie otrzymałam maila z ogłoszeniem o konkursie – no dobrze, moja wina, że ufając w tę dotychczasową współpracę nie zaglądam na stronę starostwa w poszukiwaniu konkursów tylko czekam spokojnie na informacje mailowe. Ja naprawdę mam co robić i szukanie BIPów wszystkich urzędów, stron www instytucji które mogą mieć pieniądze na działania społeczne zajmowałoby mi jeden dzień w tygodniu – ja go po prostu nie mam. I wierząc w świetną współpracę ze starostwem nie przeszukuję jego witryny www.

Przykro mi jest dlatego, że w rozmowie w poniedziałek powiedziałam jak bardzo mi zależy na tym projekcie i że będziemy szukały dofinansowania na realizację balu gdzieś na zewnątrz. A nie usłyszałam, że mogę złożyć ponownie moją ofertę. Ba, uważam że starostwo powinno po prostu wziąć tę ofertę i dać jej drugą szansę, skoro wtedy z dziwnych powodów ją odrzucono.

Fakt jest taki, że mając gotowy projekt, właściwie bez konieczności wprowadzania do niego zmian (nawet harmonogramu bym nie zmieniała), nie złożyłam go, bo nie zostałam poinformowana o konkursie tak, jak to się zawsze działo. Dziwne. Patrząc na to z boku, to wydaje się, że komuś zależało, by organizacje nie dowiedziały się o konkursie... 

I powiem tak, nie obchodzi mnie to, że mamy dwa inne projekty.

Jeśli, a tak właśnie jest,  w ramach Fundacji Mamy Wołomin działa spora grupa aktywnych osób chcących realizować swoje pasje i tym ubogacać naszą – jednak – szarą rzeczywistość, to nawet gdyby osoby miały wymyśleć 10 różnych projektów i chciałyby je realizować, to nie ma przepisu ograniczającego ilościowo nasze działania.

To raczej powinno być powodem do dumy, że mamy otwarte głowy i ręce chętne do działania i że skupiamy wokół siebie aktywnych i wartościowych ludzi. Teraz niestety czuję się, jakbym dostałam klapsa za to, że działamy zbyt prężnie…   


Chyba po prostu łyknę nerwosol ... 



powiązane wpisy:

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Mimo to chcę tworzyć silną profesjonalną organizację

Byłam dziś na spotkaniu w starostwie – jako organizacji pozarządowa zostałam zaproszona na posiedzenie Komisji Edukacji, Sportu i Turystyki i mieliśmy rozmawiać o współpracy powiatu z organizacjami.

Niestety ze względu na bardzo krótki czas między zaproszeniem a spotkaniem, sporo znajomych nie mogło przybyć. Ja uznałam, że mogę reprezentować ich i jeśli mają ochotę przekazać coś nowym władzom, to chętnie zabiorę głos w ich imieniu … Zastanawialiśmy się co powiedzieć, jak współpraca mogłaby wyglądać, jakie pomysły podać do dyskusji. Pomimo choroby poszłam na spotkanie wierząc, że skoro nas zaproszono, to chyba po to, by faktycznie rozpocząć dialog. Zwłaszcza, że mamy nowe władze – super, że chcą się spotkać z nami, działaczami społecznymi z powiatu.

Z każdą minutą spotkania mój entuzjazm spadał … Spotkanie okazało się właściwie być przekazaniem informacji o zmianach, które powiat już przedsięwziął. Nie tak wyobrażałam sobie dialog – słusznie powiedział jeden z reprezentantów NGO, że skoro pojawiają się problemy i trzeba je rozwikłać, to warto byłoby zaprosić nas do rozmów na wcześniejszym etapie – tak, byśmy mieli możliwość przedstawienia własnego zdania. Teraz, gdy dokumenty są gotowe, a procedury ogłoszone, to stratą czasu było to spotkanie – można było to sobie po prostu przeczytać.

Ale nic to, nie poddawałam się. Pomyślałam, że wykorzystam szansę i jednak przedstawię pomysł mój i kilku innych organizacji z powiatu:
Widzę to tak, że skoro są ludzie chcący działać, znający się dobrze na swej działce, realizujący ciekawe pomysły służące społeczności lokalnej, to warto w to inwestować – mamy umiejętności, wiedzę, doświadczenie, czas i chęci i moglibyśmy robić wiele dobrego. Gdyby tak zlecać organizacjom działania takie jak pikniki, festyny, konkursy, wydarzenia sportowe czy kulturalne, to – mam tego pewność – koszty byłyby o wiele niższe niż gdy te działania realizowane są przez urzędników.  

Chciałabym, by urzędnicy trzymali się zasady subsydiarności czyli pomocniczości (zapisanej w Ustawie o pożytku publicznym i wolontariacie, czy w Programie współpracy z organizacjami pozarządowymi na rok 2015 – dokument przygotowywany przez starostwo). Definicja za wikipedią: każdy szczebel władzy powinien realizować tylko te zadania, które nie mogą być skutecznie zrealizowane przez szczebel niższy lub same jednostki działające w ramach społeczeństwaNiestety gdy to powiedziałam, w sali dało się słyszeć chichoty.    

A mnie nie jest do śmiechu. Ja naprawdę uważam, że kierunek jaki obraliśmy jako społeczeństwo jest chybiony. Tworzenie kolejnych urzędów, stanowisk, tworów zamiast oddania ludziom możliwości działania. To podkopuje ducha działaniazabija – i tak słabego – ducha społecznikowskiego…  W ten sposób coś co nazywa się ładnie Społeczeństwem Obywatelskim nigdy się u nas nie zadzieje.  

Niestety podczas spotkania usłyszałam, że silne profesjonalne organizacje pozarządowe nie są mile widziane w powiecie – przewodniczący komisji preferuje małe organizacje, w których działają ludzie po godzinach swojej pracy. Ciekawa jestem w ilu organizacjach działają członkowie komisji i jak wyobrażają sobie funkcjonowanie organizacji, która tak jak moja realizuje niemal 40 godzin zajęć tygodniowo – kiedy miałabym to robić, gdybym do 16 lub 17 pracowała zarobkowo w Warszawie (przecież w Wołominie miejsce pracy za wielu nie ma) i wracała do domu ok. godz. 18 ?

A swoją drogą marzę o tym, że nadejdzie kiedyś czas, że ludzie dla których życiem jest działanie społeczne na rzecz lokalnej społeczności, angażujący kolejnych ludzi, pobudzający do działania będą traktowani jak coś dobrego, w co warto inwestować.


Na razie daleko nam do tego … Ale nic to, nie poddaję się. Będę chodzić na  te komisje, spotkania, dyskusje i szkolenia. Może kiedyś doprowadzę do tego, że ktoś chociaż zechce mnie wysłuchać. Może drobnymi krokami uda się zmienić sposób myślenia władzy ... choć nie wiem czy mi starczy na to sił :(

Zobaczymy ...

PS. A jeśli ktoś z Was nie wie czym zajmuję się w swoim wolnym i niewolnym czasie, coś co pochłania mnie bez reszty, czym zajmuję się od 5 lat i z czego jestem na prawdę dumna, to zapraszam na stronę na fb: https://www.facebook.com/MamyWolomin oraz na bloga: http://mamywolomin.blogspot.com/. Nie wstydzę się tego, że Fundacja Mamy Wołomin jest moim sposobem na życie od kilku lat. I na prawdę mam nadzieję, że jako organizacja będziemy coraz silniejsze i profesjonalne, bo może to pokaże włodarzom, że jesteśmy wartościowymi ludźmi robiącymi dla naszej społeczności więcej niż niejeden wydział w urzędzie (za ułamek ich budżetu)

środa, 18 marca 2015

nieudolność sądu czy cwaniactwo ludzi

Mój blog powoli staje się pamiętnikiem frustratki. Ale co ja mam zrobić, skoro wokół mnie dzieją się takie rzeczy?


Jestem wściekła.  Tym razem na niemoc sądu. I to w sprawie można powiedzieć błahej: chodzi o doprowadzenie do sądu osoby oskarżonej w sprawie karnej. Dziś znów się nie pojawił ... 

Od lata mieliśmy już kilka terminów, ale na żadnym nie pojawił się oskarżony. Najpierw był chory – co ciekawe przedstawiał w sądzie zwolnienia od lekarza internisty (a mnie jako świadkowi każą w chorobie przyjeżdżać ponad 200 km w jedną stronę, bo jak mnie nie będzie, to będzie mandat i doprowadzenie na siłę!) . 

Lekarz sądowy nigdy go nie zastał w domu – nawet sędzia to raz skwitowała pytaniem, cóż to może być za choroba, która uniemożliwia przychodzenie do sądu, ale nie nakazuje siedzenia w domu. Zresztą w domu nigdy nie zastał go goniec sądowy, ani listonosz. Facet robi sobie zwyczajne jaja z sądu.

Zresztą podobnie jak jego adwokat, który jest na rozprawie, ale na kolejny termin oskarżony się nie zjawia, bo nie otrzymał zawiadomienia. No same przekleństwa mi się nasuwają. Bo czyż adwokat nie może przekazać oskarżonemu informacji o kolejnym terminie??? Trudne do wymyślenia?  

W tym samym czasie pan sobie swobodnie chodzi po mieście, a nawet pracuje – sam mi proponował spotkanie biznesowe. Ale do sądu się nie może wybrać.

Co ciekawe, był skłonny do mediacji – pojawił się na kilku spotkaniach, w stanie umożliwiającym swobodne poruszanie się. Niestety dwa dni później do sądu nie mógł przyjechać… chorowitek. Facet bimba sobie od miesięcy. A na ostatniej mediacji powiedział, że to będzie trwało latami.

Czy ktoś mi może powiedzieć, czy taka nieudolność sądu w zakresie doprowadzenia gościa na rozprawę to normalność w naszym kraju? Tu już nic nie jest normalne.

Bo mamy taki chory przepis, że aktu oskarżenia nie można przeczytać jeśli oskarżonego nie ma na sali. A od miesięcy sąd nie potrafi przyprowadzić faceta na rozprawę. Sąd zna adres pracodawcy tego pana, telefon, adres zamieszkania. Czego więcej potrzeba???


Chyba wypiję kolejną melisę.

piątek, 13 marca 2015

Dziwne odrzucenie oferty mojej fundacji ... i co z tego

Pojawiły się wyniki konkursów z powiatu - przeszły tylko 2 nasze pomysły – Pierwsza Pomoc i Warsztaty Tańców Dawnych. Pozostałe dwa nie były oceniane, bo zostały odrzucone z przyczyn formalnych. I to mnie zaniepokoiło. Piszę wnioski od kilku lat i raczej nie robię błędów formalnych. Co ciekawe, oceny formalnej nie przeszło bardzo dużo wniosków organizacji, które  też mają spore doświadczenie w pisaniu i realizowaniu projektów, w tym ze starostwa.  

I nie chodzi mi teraz o to, by starostwo ponownie rozpatrzyło nasze projekty. Chodzi mi o to, że chyba całościowo coś nie zadziałało. Nie wiem, czy to efekt zmiany władzy, czy czegoś innego. Jeszcze trudno wyrokować.

Ale od początku: Po rozmowie w starostwie okazało się, że projekt Grupy rozwojowo edukacyjnej odpadł, bo pomyliłam się w dacie (zamiast maja wpisałam kwiecień, ale niech tam, mój błąd). Mam jednak wątpliwość co do Balu historycznego – ten projekt odpadł bo mieliśmy niewystarczający wkład własny. No nie, myślę sobie, to niemożliwe. Akurat budżet sprawdzamy zawsze po wielokroć.

Okazało się, że naszym błędem było zaliczenie opłat od adresatów zadania do wkładu własnego

Kompletna bzdura - przejrzałam ponownie Ogłoszenie o konkursach oraz Zasady przyznawania dotacji z października 2014 roku i nie mogę się zgodzić z informacją, że źle podaliśmy wkład własny. Zwłaszcza punkt 4 paragrafu 2 mówi o tym: „Wkład własny finansowy organizacji stanowią: środki własne organizacji i/lub środki finansowe pozyskane przez organizację z innych źródeł”. Nawet tabelka w ofercie skonstruowana jest w sposób świadczący, że opłaty od uczestników stanowią wkład własny:

1
Wnioskowana kwota dotacji


2
Środki finansowe własne


3
Środki finansowe z innych źródeł ogółem (środki finansowe wymienione w pkt 3.1 - 3.3)


3.1
wpłaty i opłaty adresatów zadania publicznego


3.2
środki finansowe z innych źródeł publicznych ( w szczególności: dotacje z budżetu państwa lub budżetu jednostki samorządu terytorialnego, funduszy celowych, środki z funduszy strukturalnych)


3.3
pozostałe17)


4
Wkład osobowy (w tym świadczenia wolontariuszy i praca społeczna członków)


5
Ogółem (środki wymienione w pkt 1 - 4)



Jest to o tyle dziwna sprawa, że przez ostatnie lata większość moich ofert zawierała wpłaty od adresatów zadania i stanowiła wkład własny. Bo skąd mam mieć fundusze na działania? Darowizny nie wystarczą na 10% wkładu. Zatem większość naszych działań oparta jest o drobne, ale jednak opłaty od uczestników.

Nagle w tym roku, w tej ofercie, uznano to za błąd. Co ciekawe, inna oferta która przeszła w konkursie, ma również opłaty od uczestników – w niej nie stanowi to błędu.  


Kolejna kwestia, także wątpliwa, to interpretacja iż podobno „Wkład finansowy własny jest wymagany na początku realizacji zadania kiedy organizacja przystępuje do konkursu ma to zapewnić realność wykonania przez nią zadania, a nie pozyskiwanie środków w trakcie realizacji zadania. Jest to nieuczciwe podejście do realizacji umowy, warunki zostały określone jasno w uchwale byłoby to nieuczciwe wobec pozostałych organizacji . jest to konkurs i trzeba zapewnić najlepszą możliwość realizacji tego zadania składając ofertę a nie pozyskiwać pieniądze w trakcie kiedy otrzymacie dotację."

Spędziłam tydzień na przekopywaniu przepisów i rozmowy z innymi reprezentantami NGO`sów i wszyscy mówią że to dziwne. Nigdzie nie znalazłam, również w orzecznictwie dostępnym w internecie, aby na etapie składania oferty trzeba było mieć środki. Wręcz przeciwnie - często organizacje ubiegają się o dofinansowanie z różnych źródeł i nie mają pewności czy uda im się ten wkład pozyskać. Nawet dokumenty powiatu o tym mówią:
paragraf 8     pkt 1   Komisja konkursowa, przy rozpatrywaniu ofert: podpunkt 6 -    uwzględnia planowany przez organizacje udział środków finansowych własnych lub środków pochodzących z innych źródeł na realizację zadania publicznego,
Moim zdaniem oznacza to planowanie, a nie posiadanie na etapie składania oferty

Ten sam paragraf, punkt 2: udział środków finansowych własnych i/lub środków pochodzących z innych źródeł:
a)      udział równy wymaganemu w konkursie: 0 pkt,
b)      udział wyższy od wymaganego – do 20 % udziału w kosztach: 5 pkt, itp.

Tu też sumarycznie traktowany jest  wkład własny jako ten również pochodzący z innych źródeł. I to ma mieć określoną wartość. A to jest zgodne z ustawą O działalności pożytku publicznego i wolontariacie (http://poradnik.ngo.pl/x/340584).

I ja to starałam się wytłumaczyć w starostwie. Niestety bezskutecznie.  

Dla mnie jest to jasne. Mam rację. Tyle, że nie ma żadnego środka odwoławczego, bo do kogo pójdę? Do prawnika? Do starosty? do ministra? Do sądu? Bez sensu. Chodzi tylko o projekt.


Tyle, że dla mnie to aż projekt. To był świetny pomysł, a nikt się nawet nad nim nie pochylił, bo go odrzucono z kompletnie nieznanych mi przyczyn … Jest mi przykro.