Moja frustracja dziś sięgnęła zenitu. Skończyło się wypiciem
podwójnej melisy.
Ale od początku …
Pamiętacie konkursy do powiatu i dziwaczne odrzucenie mojej
oferty na etapie oceny formalnej?
Otóż okazuje się, że ogłoszono ponownie konkurs, ten sam, w
którym chciałyśmy realizować Bal historyczny. A ja go przegapiłam. Do wczoraj był termin zgłoszeń. Jestem
wściekła. A moja wściekłość podbijana jest dodatkowo tym, że dotychczas
współpracę uważałam za wprost wzorcową.
Panie z Wydziału Spraw Obywatelskich są kompetentne i
pomocne. Lubię newslettery oraz to, że w ogóle komunikujemy się mailowo –
zawsze dostajemy informacje o ogłoszonych konkursach, o ciekawych akcjach,
czasem o zmianach w przepisach czy po prostu informacje ważne z punktu widzenia
NGO. Co do realizacji projektów, to też
widzę chęć pomocy w paniach. Nawet jeśli wskazują błędy, to po to, by je
poprawić, a nie wytykać nam.
Te i inne kwestie poruszyłam nawet przed kilkoma miesiącami
w badaniu telefonicznym realizowanym przez jakąś zewnętrzną firmę czy
instytucję. 1,5 godziny mówiłam o tym, jak dobrze układa się współpraca.
I nagle w tym roku coś tąpnęło.
Bo jak mam traktować to, że odrzucono ofertę bez znaczącego
powodu. Jak mam traktować to, że podczas poniedziałkowego spotkania w
starostwie, gdzie rozmawialiśmy o współpracy powiatu z organizacjami
pozarządowymi, usłyszałam że nie ma środków odwoławczych od odrzuconej oferty,
podczas gdy właśnie do środy trwał konkurs z tego samego zakresu. (Była mowa o
tym, że trwa jakiś konkurs, ale w życiu nie spodziewałam się, że tak szybko po
rozstrzygnięciu tamtych, pojawi się nowy
o dokładnie takich samych zapisach) W dodatku tym razem nie otrzymałam maila z ogłoszeniem
o konkursie – no dobrze, moja wina, że ufając w tę dotychczasową współpracę nie
zaglądam na stronę starostwa w poszukiwaniu konkursów tylko czekam spokojnie na
informacje mailowe. Ja naprawdę mam co robić i szukanie BIPów wszystkich
urzędów, stron www instytucji które mogą mieć pieniądze na działania społeczne
zajmowałoby mi jeden dzień w tygodniu – ja go po prostu nie mam. I wierząc w świetną
współpracę ze starostwem nie przeszukuję jego witryny www.
Przykro mi jest dlatego, że w rozmowie w poniedziałek powiedziałam
jak bardzo mi zależy na tym projekcie i że będziemy szukały dofinansowania na
realizację balu gdzieś na zewnątrz. A nie usłyszałam, że mogę złożyć ponownie moją
ofertę. Ba, uważam że starostwo powinno po prostu wziąć tę ofertę i dać jej
drugą szansę, skoro wtedy z dziwnych powodów ją odrzucono.
Fakt jest taki, że mając gotowy projekt, właściwie bez
konieczności wprowadzania do niego zmian (nawet harmonogramu bym nie
zmieniała), nie złożyłam go, bo nie zostałam poinformowana o konkursie tak, jak
to się zawsze działo. Dziwne. Patrząc na to z boku, to wydaje się, że komuś zależało, by organizacje nie dowiedziały się o konkursie...
I powiem tak, nie obchodzi mnie to, że mamy dwa inne
projekty.
Jeśli, a tak właśnie jest, w ramach Fundacji Mamy Wołomin działa spora
grupa aktywnych osób chcących realizować swoje pasje i tym ubogacać naszą –
jednak – szarą rzeczywistość, to nawet gdyby osoby miały wymyśleć 10 różnych projektów
i chciałyby je realizować, to nie ma przepisu ograniczającego ilościowo nasze działania.
To raczej powinno być powodem do dumy, że mamy otwarte głowy
i ręce chętne do działania i że skupiamy wokół siebie aktywnych i wartościowych
ludzi. Teraz niestety czuję się, jakbym dostałam klapsa za to, że działamy zbyt
prężnie…
Chyba po prostu łyknę nerwosol ...
powiązane wpisy:
O poniedziałkowym spotkaniu w starostwie - http://magdalenafilaber.blogspot.com/2015/04/mimo-to-chce-tworzyc-silna.html
O odrzuconej ofercie na Bal - http://magdalenafilaber.blogspot.com/2015/03/dziwne-odrzucenie-oferty-mojej-fundacji.html
O konkursach w powiecie - http://magdalenafilaber.blogspot.com/2015/02/konkursy-w-powiecie-dla-organizacji.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz