piątek, 17 kwietnia 2015

Czy to kara za to, że działamy ?

Moja frustracja dziś sięgnęła zenitu. Skończyło się wypiciem podwójnej melisy.

Ale od początku …

Pamiętacie konkursy do powiatu i dziwaczne odrzucenie mojej oferty na etapie oceny formalnej?
Otóż okazuje się, że ogłoszono ponownie konkurs, ten sam, w którym chciałyśmy realizować Bal historyczny. A ja go  przegapiłam. Do wczoraj był termin zgłoszeń. Jestem wściekła. A moja wściekłość podbijana jest dodatkowo tym, że dotychczas współpracę uważałam za wprost wzorcową.

Panie z Wydziału Spraw Obywatelskich są kompetentne i pomocne. Lubię newslettery oraz to, że w ogóle komunikujemy się mailowo – zawsze dostajemy informacje o ogłoszonych konkursach, o ciekawych akcjach, czasem o zmianach w przepisach czy po prostu informacje ważne z punktu widzenia NGO.  Co do realizacji projektów, to też widzę chęć pomocy w paniach. Nawet jeśli wskazują błędy, to po to, by je poprawić, a nie wytykać nam.

Te i inne kwestie poruszyłam nawet przed kilkoma miesiącami w badaniu telefonicznym realizowanym przez jakąś zewnętrzną firmę czy instytucję. 1,5 godziny mówiłam o tym, jak dobrze układa się współpraca. 

I nagle w tym roku coś tąpnęło.

Bo jak mam traktować to, że odrzucono ofertę bez znaczącego powodu. Jak mam traktować to, że podczas poniedziałkowego spotkania w starostwie, gdzie rozmawialiśmy o współpracy powiatu z organizacjami pozarządowymi, usłyszałam że nie ma środków odwoławczych od odrzuconej oferty, podczas gdy właśnie do środy trwał konkurs z tego samego zakresu. (Była mowa o tym, że trwa jakiś konkurs, ale w życiu nie spodziewałam się, że tak szybko po rozstrzygnięciu  tamtych, pojawi się nowy o dokładnie takich samych zapisach) W dodatku tym razem nie otrzymałam maila z ogłoszeniem o konkursie – no dobrze, moja wina, że ufając w tę dotychczasową współpracę nie zaglądam na stronę starostwa w poszukiwaniu konkursów tylko czekam spokojnie na informacje mailowe. Ja naprawdę mam co robić i szukanie BIPów wszystkich urzędów, stron www instytucji które mogą mieć pieniądze na działania społeczne zajmowałoby mi jeden dzień w tygodniu – ja go po prostu nie mam. I wierząc w świetną współpracę ze starostwem nie przeszukuję jego witryny www.

Przykro mi jest dlatego, że w rozmowie w poniedziałek powiedziałam jak bardzo mi zależy na tym projekcie i że będziemy szukały dofinansowania na realizację balu gdzieś na zewnątrz. A nie usłyszałam, że mogę złożyć ponownie moją ofertę. Ba, uważam że starostwo powinno po prostu wziąć tę ofertę i dać jej drugą szansę, skoro wtedy z dziwnych powodów ją odrzucono.

Fakt jest taki, że mając gotowy projekt, właściwie bez konieczności wprowadzania do niego zmian (nawet harmonogramu bym nie zmieniała), nie złożyłam go, bo nie zostałam poinformowana o konkursie tak, jak to się zawsze działo. Dziwne. Patrząc na to z boku, to wydaje się, że komuś zależało, by organizacje nie dowiedziały się o konkursie... 

I powiem tak, nie obchodzi mnie to, że mamy dwa inne projekty.

Jeśli, a tak właśnie jest,  w ramach Fundacji Mamy Wołomin działa spora grupa aktywnych osób chcących realizować swoje pasje i tym ubogacać naszą – jednak – szarą rzeczywistość, to nawet gdyby osoby miały wymyśleć 10 różnych projektów i chciałyby je realizować, to nie ma przepisu ograniczającego ilościowo nasze działania.

To raczej powinno być powodem do dumy, że mamy otwarte głowy i ręce chętne do działania i że skupiamy wokół siebie aktywnych i wartościowych ludzi. Teraz niestety czuję się, jakbym dostałam klapsa za to, że działamy zbyt prężnie…   


Chyba po prostu łyknę nerwosol ... 



powiązane wpisy:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz