Nie znamy kandydatów, bo oni nie chcą dać się poznać ...
Słyszę to wciąż od moich znajomych.
Do tego wpisu natchnęły mnie właśnie rozmowy - koleżanki, rodzina, bliżsi i dalsi znajomi mają duży problem z wybraniem kandydata. Okręgi jednomandatowe (z których zresztą bardzo się cieszę) spowodowały, że już nie można liczyć na to, że do Rady Miasta wejdą osoby z największą liczbą znajomych i najliczniejszą rodziną - chyba, że rodzina mieszka w obrębie tych czasem dosłownie kilku bloków.
Na co zatem liczą kandydaci? Na łut szczęścia? Na przypadek? Co ma przekonać wyborców do postawienia krzyżyka przy konkretnym nazwisku w niedzielnych wyborach?
Czyżby ilość plakatów na słupach w okolicy?
A może stopień zagęszczenia plakatów danego kandydata na jednym słupie?
Chyba, że może częstotliwość wrzucania ulotek do skrzynki?
Choć np. jeden z kandydatów w moim okręgu nie ma, ani ulotek, ani plakatów. W ogóle sprawia wrażenie, że go nie ma.
Słabe jest to, że jedynym pomysłem kandydatów na promocję siebie i swojego imienia, jest obwieszenie ulic: słupów, tablic, drzew, ... swymi zdjęciami. Zresztą dzięki użyciu photoshopa trudno potem te osoby rozpoznać na ulicy :)
Często mnie osoby pytają, dlaczego ja nie wieszam swoich plakatów i bannerów - no właśnie dlatego, że denerwuje mnie taka "kampania". Z plakatu wynika co najwyżej, czy ktoś jest fotogeniczny. Hasła są oklepane i niewiele mówią o osobie.
A dodatkowo, chyba to co najważniejsze - nasze miasto, na co dzień nie najpiękniejsze, teraz przed wyborami wygląda jak kupa nieszczęścia i rozpaczy. Czy nie można ustalić jakiś zasad umieszczania materiałów wyborczych?
Prosty sposób - umieszczamy pięćdziesiąt tablic ogłoszeniowych na terenie całej gminy. Tworzymy regulamin: każdy komitet ma możliwość powieszenia np. max 2 plakatów, nie więcej jak 1 taki sam (po jakiego grzyba wieszać 20 identycznych plakatów obok siebie?), nie naklejamy na innych itp. Ufam, że do rady miasta i na burmistrza kandydują ludzie rozsądni i kulturalni (takich bym oczekiwała jako obywatelka), którzy trzymaliby się takiego regulaminu.
Teraz Wołomin wygląda obrzydliwie - łopocące facjaty kandydatów, walające się tablice, pozaklejane wszystkie inne informacje - i pewnie długo po wyborach tak zostanie - może śnieg to dopiero zakryje i wiatr zerwie ...
Zresztą uwaga o większej liczbie słupów lub tablic ogłoszeniowych dotyczy nie tylko okresu przedwyborczego. Ja często wieszam plakaty o wydarzeniach jakie organizuję w Fundacji Mamy Wołomin i mam kłopot ze znalezieniem miejsca na słupach - co za maniera obklejania całego słupa od góry do dołu jednym plakatem!
Wracając do kampanii, ja nie mam żadnego plakatu ani bannera i szczycę się tym :) Wykorzystałam za to swój czas nieco inaczej - zamiast kleić plakaty i wieszać je po słupach, postawiłam na spotkania z mieszkańcami. Wiem, nie dotarłam do każdego. Ale zdołałam porozmawiać z ok 450 osobami - te osoby otrzymały ode mnie ulotkę do ręki. Z niektórymi rozmawiałam po 20-30 minut, z innymi dosłownie chwilę - ale myślę, że dałam się lepiej poznać niż gdyby "wywiesiła się na słupach".
Mam nadzieję, że choć część z Państwa poznała mnie bliżej również poprzez tego bloga, wpisy na facebooku oraz korespondencję mailową. Spędzałam każdą wolną chwilę na tym, by być w kontakcie z osobami, które mogą chcieć na mnie zagłosować. Moim celem było przedstawienie się jak największej liczbie mieszkańców naszego osiedla oraz całego Wołomina.
Szkoda, że wielu kandydatów wcale nie dało się poznać...
Ja w tym roku nie mam kłopotu, na kogo oddać swój głos - ale wielu z Was nie zazdroszczę: wśród moich znajomych są osoby, które w internecie nie znalazły informacji o żadnym z kandydatów w swoim okręgu!
Nie wiem na kogo zagłosujecie.
Nie wiem jak Was namówić do pójścia do wybory - skoro kandydaci nie znaleźli pomysłu ani czasu na przedstawienie się :(
Ale ja idę, będę głosowała na Dominika Kozaczkę jako burmistrza i na siebie, jako Radną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz